Relacja ocalałego Wilhelma Hollendera

Nowy dokument w cyfrowym archiwum poświęconym historii społeczności żydowskiej z Czarnego Dunajca to niedokończona relacja ocalałego z Zagłady Wilhelma Hollendra, złożona w 1947 roku przed Wojewódzką Żydowską Komisją Historyczną w Krakowie (zbiór z USHMM w Waszyngtonie). Wilhelm Hollender, który po wojnie był kierownikiem produkcji wielu znanych polskich filmów, urodził się 102 lata temu (24 września 1922 r.) w Czarnym Dunajcu. 

Jego historia została opisana w oddzielnym wpisie, a nowy dokument dotyczy jego relacji z obozu pracy przymusowej w Szebniach. Z dokumentu wynika, że w 1943 roku Wilhelm przebywał w getcie pracującym (tzw. getcie A) w Przemyślu. Nie wiadomo, jak się tam znalazł, prawdopodobnie po ucieczce na wschód po wybuchu wojny dotarł w okolice Przemyśla. We wrześniu 1943 roku Niemcy zarządzili likwidację getta, część więźniów wysłano do obozu w Auschwitz, część rozstrzelano na miejscu, a część wysłano do obozów pracy. Wilhelm z transportem innych więźniów znalazł się w obozie w Szebniach (około 100 km na zachód od Przemyśla, w pobliżu Jasła). Według jego relacji każdy pracował tam w swoim zawodzie, lecz nie wiadomo na jakim stanowisku pracował sam Wilhelm. Relacja urywa się po opisaniu masowych rewizji, do których doszło około półtora tygodnia po przybyciu do obozu. Dokument kończy się zdaniem “Zeznanie nie dokończone, zeznający wyjechał.”.

Poniżej cała relacja spisana 26 lutego 1947 roku w Krakowie.

Protokół zeznania złożonego w Woj. Żyd. Komisji Historycznej w Krakowie, dn. 26.II.1947.

Odbierająca zeznanie: Dr L. Eichhornowa

Składający zeznanie: Wilhelm Holender, ur. w Czarnym Dunajcu 24.IX.1922.

Szebnie

3 września (1943 r.) rozpoczęła się akcja likwidacji getta A i B w Przemyślu. 3 (września) niepracującego, a 4 (września) pracującego. Zostało tylko 150 osób jako Räumungskommando (komando oczyszczające getto). Wyjechało nas około 1000 osób. Załadowali nas po 80 do wagonów na stacji w Przemyślu z tym, że jedziemy do obozu, gdzie będziemy pracowali w podobnych warsztatach jak dotąd w Przemyślu, a więc szewskie, krawieckie itp., tzw. Reparsturwerkstätten (warsztaty naprawcze), gdzie naprawiano rzeczy zrabowane w gettach. Zaplombowano wozy, okienka odrutowano i wyjechaliśmy o godzinie 3 po południu. Przybyliśmy do Moderówki około 12 w nocy.  Oczekiwali nas SS-mani i straże ukraińskie, a było ich tylu, że stłoczyli gęsto cały nasz transport, ustawiając, licząc bili i kopali. Drogę odbyliśmy pieszo, biegiem, popędzani, tak że jedna kobieta, która nie mogła nadążyć została w rowie rozstrzelana.

Po przybyciu do obozu ustawiono nas na placu przed Wachblokiem, oddzielono kobiety od mężczyzn, dzieci zostały z matkami. Potem zaczęto nas wypuszczać pojedynczo do rewizji. Niektórzy OD-mani ofiarowali się, że przechowają kosztowności lub pieniądze na czas rewizji, ale później niczego nie oddali. Podczas rewizji zabrali bagaż i płaszcze. Ta rewizja trwała kilka godzin, poczem wprowadzili nas do obozu. Mężczyzn umieścili na bloku 9., w którym znajdowali się przybyli w tym samym dniu z Bochni. Kobiety zostały umieszczone na bloku żeńskim. Żydzi byli odseparowani od Polaków, oddzieleni drutem kolczastym, ale spotykali się na ścieżkach obozowych. W pierwszym dniu był brak organizacji ze względu na silny napływ przybyłych. Jedzenie dostaliśmy rano bochenek wagi 1 kg 60 dkg na 12 osób i czarną lurę, około 3 zupę. Kto miał pieniądze mógł dokupywać żywność od współwięźniów Polaków, którym wolno było posyłać paczki. Płaciliśmy wtedy za bochenek chleba 500 zł podczas gdy cena targowa wynosiła 12 zł.

Na drugi albo na trzeci dzień był apel, na zarządzenie Grzymka (Josef Grzimek). Wygłosił przy tym przemówienie, w którym zapewniał: “Ich werde für euch wie ein Vater sein, ich mach für euch hier ein Pensionat, aber ihr müsst arbeiten und noch einmal arbeiten" (Będę dla was jak ojciec, zrobię tu wam pensjonat, ale musicie pracować i jeszcze raz pracować). Potem podchodził do każdego, pytał o zawòd i wybrał adwokata z Przemyśla Petersila, którego zrobił swoim sekretarzem i ten szedł z nim razem i spisywał ludzi. Gdy mu się ktoś nie podobał, przydzielał do czarnej roboty. Potem zaczął każdy pracować w swoim zawodzie.

Tydzień lub półtora po naszym przyjeździe zarządzono podczas roboty przed południem apel, który trwał do godziny 2. Dookoła plac otoczono strażami ukraińskimi uzbrojonymi, poczym zarządzono rewizje. Na placu stały 3 skrzynie, dano 10 minut czasu na dobrowolne oddanie wszystkich wartościowych rzeczy jakie miało się przy sobie. Ludzie nie bardzo się kwapili z oddawaniem. Wtedy Niemcy przystąpili do rewizji i w pierwszych zaraz minutach wyprowadzili więźnia w jednym bucie, pokazując, że w drugim bucie znaleźli 500 złotych i dla odstraszenia reszty więźniów zastrzelili go na środku placu na oczach wszystkich. Potem dano ponownie 10 minut czasu do dobrowolnego oddania i wtedy dopiero ludzie oddawali wszystko, co mieli przy sobie, powodowani strachem. Niektórzy zakopywali do ziemi kosztowności lub oddawali strażom ukraińskim, które później zostały przez Niemców zrewidowane i część tych rzeczy im odebrano.

Zeznanie nie dokończone, zeznający wyjechał.

Wilhelm Holender